urlop
W 4 dni wolnego aktywnie nie robiłam nic.
Czyli byłam cudownie bierna.
W prawdzie pierwszego dnie pojechałam do znajomego, co spotkało sie z wielka dezaprobata mojego kota.
I miał racje kolejny facet z cyklu "kocham cię kwiatuszku"
Okropne.
Gdy wróciłam mój kot skwitował mnie spojrzeniem "a nie mówiłem".
Oczywiscie nie omieszkałam mu powiedzieć ze sam jest takim samym
szmaciarzem - miziałkiem doskonałym, graczem o ciepłym spojrzeniu.
Wrzuciłam go do wanny z wielkim okrzykiem rany chociaz ty mógłbyś
byc, chociaż trochę niedostępny!
W ramach zgody napiliśmy się wina i zasnęliśmy przy Newmananie.
2-3 dzien.
Sztuka ależ dawno nie malowałam.
wiec wszystkie ołówki gumki i temperówki walają się po pokoju
w rytmie, moonlight, hous klasyki.
I nie mam mnie dla nikogo.
Telefon wyłączony, bo jeszcze praca zatęskni...
A wieczorem może spotkanie z synonimem przyjemności....